muzyka

Diabolik Lovers: Rozdział X



                                     
Przepraszam z całego serca, że tak mało udzielałam się na blogu. Ale te wakacje naprawdę były pokręcone, wszystko się tak szybko działo. Postaram się robić 1 rozdział na 2 tygodnie, ewentualnie na 3 tygodnie. Bez zbędnego pitolenia miłego czytania.
Ps: Napiszcie mi w komentarzu czy wam się podoba to co pisze i jeśli macie jakieś pomysły to też je napiszcie w kom :) 
                                       Powrót


Siedząc na kanapie rozmyślałam o całym tym wczorajszym zajściu. Kim był ten mężczyzna? Dlaczego Azusa tak nerwowo zareagował? Te pytania dręczyły mnie od przybycia do domu. Nikogo nie było, wszyscy gdzieś poszli. Miałam szanse poszperać po pokoju Rukiego. Uznałam, że jeśli coś ukrywają to będzie to właśnie tam. Wchodząc do pokoju miałam duże wątpliwości co do przeszukiwania czyich rzeczy, ale robię to dla... w sumie nie wiem dlaczego to robi chyba z czystej ciekawości. Stałam już w pokoju, ale nie wiem od czego zacząć. Podeszłam do regału z książkami. Gdy podniosłam z półki jedną z książek wypadło zdjęcie. Podniosłam je. Na fotografii byli ukazani mali bracia Mukami. Ale oni słodcy. Z tyłu było zapisane data, ale po za tym nic. Na wszelki wypadek schowałam zdjęcie do kieszeni. Dalej podeszłam do łóżka i szafki nocnej. Tam znalazłam chyba pamiętnik Rukiego. Przekartkowałam kilka stron i natknęłam się na nagłówek ,, Plan Adam i Eva". Bingo. Nie zdążyłam nic przeczytać, bo nagle ktoś wyrwał mi książkę z rąk.
-Nie powinnaś czytać czyich prywatnych rzeczach.-Był to Ruki.
-Tak wiem przepraszam.-Spuściłam  głowę.
-A tak w ogóle czego szukałaś?
-Chciałam się dowiedzieć dlaczego nazywacie mnie Evą i kim jest mężczyzna w białych włosach.
-Teraz nie mogę ci powiedzieć. Wyjdź.
-Ale dlaczego?-Próbowałam protestować.
-Wyjdź.-Widząc  powagę wampira wyszłam.
Gdy byłam w kuchni zaczęłam przyrządzać kolację. Dlaczego wszyscy są tacy nerwowi gdy o to pytam? Nagle do kuchni wszedł Kou był cały mokry i kichał.
-Kou nie jesteś przypadkowo chory?
-Nie.-W tym momencie zaczął kaszleć.
-Przecież widzę.-Podeszłam do niego i przyłożyłam mu dłoń do czoła.-Masz gorączkę.
-Mówiłem Ci, że się świetnie czuję.-I znowu zaczął kaszleć.
-Nie jestem aż taka głupia, więc idź do pokoju i się przebierz jesteś cały mokry, a ja zaraz przyniosę lekarstwa.-Wampir bez słowa wyszedł z pokoju, a ja byłam szczęśliwa, że mnie usłuchał. Po kilku minutach przygotowałam wszystkie potrzebne leki na tacy i poszłam do pokoju Kou. Bez słowa weszłam do pokoju. Kou siedział na łóżku i próbował odpiąć guziki u koszuli.
-Czemu się jeszcze nie przebrałeś będziesz jeszcze bardziej chory.-Mówiłam jak matka do dziecka.
-Bo nie lubię guzików, możesz mi w tym pomóc?
-Jak dziecko.-Podeszłam do niego i pomogłam mu rozpiąć guziki u koszuli.
-Dzięki.
-A teraz zażyj te leki.-Podałam mu tabletkę i szklankę wody. Wampir wziął te rzeczy do ręki i połkną tabletkę.-Teraz odpoczywaj ok?
-A co z nagrodą?
-Jaką nagrodą?-Położyłam ręce na biodra.
-No wiesz zrobiłem wszystko co chciałaś, więc oczekuje na nagrodę.-Wampir uśmiechną się niewinnie.
-A co ma być tą nagrodą?-Przewróciłam oczami.
-Chyba już wiesz.-Wampir chwycił mnie za rękę i przyciągną do siebie, odgarną włosy i wbił swoje kły w moją szyję. Później ją pocałował. Położył się na łóżku ciągnąc mnie ze sobą.Po pewnym czasie zasną, a ja delikatnie uwolniłam się z jego uścisku i wyszłam z pokoju.
                                           
Następnego dnia poszłam już do szkoły. Bałam się trochę spotkania z Ayato, najbardziej spojrzeć mu w oczy. Nie mogłam mu wybaczyć, że mnie tak ozięble potraktował i tak okrutnie. Myślałam, że może przyzwyczaił się do mnie i polubił. W sumie z jednej strony chce się z nim pogodzić. Gdy jest koło mnie serce mi szybciej wali i czuje jakby ukojenie gdy mnie przytula.  Przed salą lekcyjną wzięłam głęboki oddech. Lekko niepewnym krokiem weszłam do drzwi. Spojrzałam na miejsce gdzie siedzi Ayato i wypuściłam powietrze z ulgą. Dziś nie było go, jak zwykle poszedł na wagary. Siadłam z spokojem na swoim miejscu. Po pierwszej lekcji nauczyciel kazał mi zanieść do biblioteki książki. Niechętnie się zgodziłam. Gdy szłam po schodach potknęłam się o Shuu leżącego na jednym z stopni schodów. Zamknęłam oczy.  Gdyby nie szybka reakcja Shuu upadłam bym na ziemie. Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że leżę na Shuu, a jego ręka jest na mojej tali. Zarumieniona szybko wstałam, ale długo to nie potrwało bo zaczęło kręcić mi się w głowie i znowu siadłam na schodach. Wpatrywałam się na bladą twarz wampira.
-Długo zamierzasz się tak gapić?-Odezwał się nagle Shuu.
-Ee co? Ja się wcale nie gapie.-Odpowiedziałam zmieszana.
-No przecież widzę.
-Ja wcale nie!-Próbowałam się bronić.
Wstałam i pobiegłam do biblioteki.
Odłożyłam książki i korzystając z tego, że nie było nikogo w bibliotece chciałaś się spróbować z kimś skontaktować przez komputer. Siadłam przy nim i szybko weszłam na pocztę. Chciałam napisać do mojej najlepszej koleżanki. Miałam nadzieje, że ona mi pomoże uciec z tego wariatkowa. Gdy już skończyłam pisać i brałam zamach, żeby wysłać ktoś złapał mnie za rękę.
-No nie ładnie maleńka. Za to czeka cię kara.-Był to Laito.
-Co, to nie tak...-Nie wiedziałam co odpowiedz byłam zszokowana.
-Jesteś taka słodka, gdy udajesz taką niewinną.-Powiedział wbijając swoje kły w mój nadgarstek.
Gdy próbowałam się wyrwać wampir jeszcze bardziej i mocniej zaciskał moją rękę. Nagle kapelusznik przestał pić moją krew.
-Coś się stało?-Zapytałam się.
-Nie. Do zobaczenia maleńka.-Po tych słowach znikną.
Szłam korytarzem i naglę zauważyłam Kou rozmawiającym z Rukim. Schowałam się za ścianę, żeby mnie nie widzieli. Rozmowa dotyczyła mnie.
-Dlaczego ciągle prawisz jej fałszywe komplementy?-Widać było, że Ruki jest poddenerwowany.
-Jak bym jej nie powiedział, że pięknie śpiewa nie mieszkała by u nas. Powinieneś mi dziękować. Wiesz jakie to okropne słuchać takiego fałszu i mówić, że to piękne?!_Odprysną Kou.
Więc to co mówił Ayato to była prawda. Jezu jaka ja byłam głupia.
[Perspektywa Ayato] (Czasem będę piała z innej perspektywy, ale to raczej rzadko . )
Wchodząc do szkoły zobaczyłam Yui wchodzącą do klasy. Więc od razu skierowałem się w drugą stronę i poszedłem do centrum handlowego. I tak nie chciało mi się iść do tej głupiej szkoły. Tam jak zawsze poszedłem do swojego ulubionego baru w którym robią pyszne takoyaki. W trakcję jedzenia po głowię chodziły mi myśli. Dlaczego w sumie wyszedłem ze szkoły gdy ją zobaczyłem? Dlaczego gdy ją widzę jakoś dziwnie się czuje? Te uczucia nie zbyt były mi znane. Nie umiałem odpowiedzieć na te pytania.
 Było już dość późno i chciałem wrócić do domu. Nagle zauważyłem, że nie mam telefonu przy sobie. Musiał mi wypaść w szkole. Wchodząc przez bramy szkoły zauważyłem na dachu Yui. Było to trochę dziwne, bo lekcję się już skończyły. Przez chwilę patrzyłem się na nią.
[Koniec perspektywy Ayato.]



Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Nie wiem co zrobić. Nie mam w sumie też gdzie mieszkać, bo do Mukami nie mam zamiaru iść, a do Sakamaki tym bardziej. Po szkole uznałam, że zostanę jeszcze trochę i pomogę posprzątać dach. Czyli podlewanie kwiatów, Mycie ławek itp. Najpierw wzięłam się do podlania kwiatów. Kucnęłam z konewką przy pierwszej donice.
Nagle ktoś złapał mnie za talie podniósł i przytulił do siebie.
Nie wiedziałam kto to bo stałam za blisko. Do czasu kiedy ta osoba pocałowała mnie w czoło i powiedziała.
-Przepraszam.
Wiedziałam już kto to.
-Ayato!-Wykrzyczałam i odwzajemniłam przytulenie.
-Przepraszam.-Szepną mi do ucha.
-Ale..-Łzy popłynęły mi po policzku. Byłam szczęśliwa, że w końcu pogodziliśmy się.
-Zachowałem się okropnie.
Po chwili wampir puścił mnie.
-Ale nie myśl sobie, że będę taki miły cały czas.- I cały czar prysną.
Siadłam na ławce. Ayato w pewnym momencie złapała mnie za rękę.
-Choć idziemy już do domu.
-Nie to ja powinnam cię przeprosić.-Powiedziałam wyrywając się z uścisku.
-Co?
-Miałeś rację. Byłam głupia wierzyłam w każde jego słowo jak jakaś idiotka.- W tym momencie rozpłakałam się.
-Ej desko nie rozmazuj mi się tu.- Warkną na mnie. Choć moim zdaniem było to nie udana próba podniesienia mnie na duchu.
Wróciliśmy do domu. Ja odrazu udałam się do siebie. Padłam na łóżko i zasnęłam.

Biegłam przez las. Czułam strach choć nie wiedziałam przez co. Uciekałam choć nie widziałam, żeby ktoś mnie gonił. Naglę stanęłam jak wryta. Przed mną znajdował się kościół w którym mieszkałam. Drzwi były otwarte. Powolnym krokiem weszłam do środka . Od samego przekroczenia progu poczułam na sobie kogoś wzrok, ale się tym nie przejęłam i szlam dalej. Z środka to miejsce zdawało się kompletnie inne. Nagle dookoła pojawiło się pełno krwi. Wszędzie ciała kapłanów i ludzi były porozrzucane. W pewnym momencie chciało mi się krzyczeń, jęczeć i płakać. Podbiegłam do jednego z ciał, które należało do mojego ojca. Nie wiedziałam co robić. Zaczęłam płakać. Nagle ktoś chwycił mnie za bark i mocno pociągną do siebie. Najpierw myślałam, że to może ktoś z braci, ale nagle wbił swoje kły w moje szyje. To był bul nie do opisania jakby ktoś rozdzierał cię na pól. Nie mógł być to żaden z braci sakamaki bo ich kły są chudsze i do ich ugryzień się już trochę przyzwyczaiłam. Próbowałam się wyrwać, ale ta osoba była za silna. Nagle zaczęłam opadać na ziemię. Odruchowo chwyciłam się czegoś a były to długie białe włosy wampira. 

Obudziłam się w swoim pokoju, w rezydencji Sakamaki. Cała spocona i ze łzami w oczach.  W pokoju nie było żywego ducha ale może do dlatego, że był środek dnia i chłopcy o tej porze raczej śpią. Światło wdzierało się do mojego pokoju przez zasłony. Siadłam na skraju łóżka. W mojej ręce znalazł się kosmyk białych włosów. Wszystko było dla mnie dziwne i nie zrozumiałe. Na szewca nocnej leżała różą. Podniosłam ją, ale wywołała we mnie, żadnego uczucia. Nic, a nic nie czułam. Kompletna pustka. Podeszłam do balkonu. Otworzyłam drzwi na niego. Promienie słońca padały na moją bladą twarz. Ciepło słonca otulało mnie z każdej strony. Nagle poczułam dziwny lęk. Podeszłam do bramki balkonu i wyjrzałam za nią. Ręce oparłam na marmurowej bramce. Lecz nagle moje ręce ześlizgnęły się. W ostatniej chwili.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz